Są takie dni, gdy mam mniej cierpliwości, mniej ciekawości,
mniej chęci do słuchania, mniej zasobów by jasno i precyzyjnie wyrażać swoje
prośby i mówić o potrzebach a nie strategiach.
Nie wiem kiedy przychodzą, ale wiem po co – to przypominajki
dla mnie o tym co jest dla mnie w życiu kluczowe.
W takie trudniejsze dni wcale dzieci nie są mniej skłonne do
współpracy niż zazwyczaj, nie słuchają rodziców mniej niż w inne dni
(przynajmniej nie na początku).Bo w tych dniach wcale nie chodzi o dzieci i to
co one robią – lecz o mnie rodzica i oto jak ja sobie umiem czy chcę poradzić z
takimi sytuacjami.
Ilustrując to na przykładzie są dni gdy w sytuacji gdy
dziecko odmawia założenia butów mam z tego niezła zabawę i okazję do wesołych
łachotek w stopy lub tez innym razem z cierpliwością pochylam się nad malcem i
rozmawiam co w danej chwili jest dla niego ważniejsze niż założenie butów. Lecz
są też takie dni, gdy pierwsza odmowa założenia butów jest impulsem do
irytacji, złości i frustracji.
Zauważenie tego „impulsu” to pierwszy krok do połączenia się
z tym co dla mnie ważne. Chciałabym napisać, iż mam 100% skuteczności w
zatrzymaniu się na tym kroku – lecz niestety nie jest tak. Czasem moje emocje
sięgają zenitu i nie mam ciekawości małym człowiekiem czy otwartości na
negocjacje.
Akceptuję, że tak mam a jednocześnie chce pracować nad tym,
że nim cokolwiek w takiej sytuacji powiem czy zrobię – dam sobie chwilę na
kontakt sama ze sobą – na zauważenie swoich uczuć, stojących za nimi
niezaspokojonych potrzeba i wyrażenia prośby z miejsca jasności CO EJST DLA
MNIE WAŻNE.
Na tym polega stale moja praca nad sobą – by działać i mówić
z miejsca kontaktu z sercem a nie działać nawykowo czy mechanicznie w reakcji
na myśli czy oceny które grasują w takich chwilach w mojej głowie.
Lecz wróćmy do impulsu – cokolwiek zrobię czy powiem – czy
to będzie z w kontakcie z sercem czy w drodze do tego kontaktu kluczem dla mnie
jest SZANOWAĆ DRUGIEGO CZŁOWIEKA – czy jest mały czy duży, a jak jest mały to
tym bardziej! Bo chcę wspierać moje dziecko byciu dorosłym, wierzy w siebie,
wierzy w swój potencjał i swoje możliwości, nie bierze odpowiedzialności na
siebie za oczekiwania i uczucia innych osób a raczej dba o kontakt i wzajemne
usłyszenie siebie.
Mam przed oczami moje dzieci, które w dorosłym życiu w ten
właśnie sposób osadzone w wartościach akceptacji, zaufania, szacunku i
ciekawości drugim człowiekiem a jednocześnie przepełnione wiarą w siebie samego
rozwiązują wyzwania w pracy, w relacjach i otoczeniu najbliższych – również ze
mną.
Ta wizja zachęca mnie do poszukiwania takiego sposobu pracy
nad sobą by rozmawiać jak najczęściej z serca i wsłuchiwać się w serce moich
dzieci – by dostrzec głębie potrzeby, intencje to ca czym tęsknią ich serca
kiedy robią czy mówię to czy tamta lub kiedy odmawiają założenia butów rano.
Chcę by wiedziały, iż to, że ja się złoszczę rano wynika z
tego, że mam piękne i ważne potrzeby i nie chcę z nich rezygnować.
No i, że one choć są dziećmi tez mają piękne i ważne
potrzeby i tez mogą nie zawsze chcieć z nich rezygnować. I co kluczowe, że
możemy wypracować rozwiązanie, które będą miały ochotę zaakceptować i one i ja!
No cóż, ja miałam dzisiaj TAKI dzień, a co gorsza ostatnio często mi się zdarza:( tłumacz e sobie, że przecież jestem tylko człowiekiem i mam prawo mieć gorszy czas, ale i tak mnie to ogromnie frustruje i czuję, że koło się zamyka. Co robić:(?
OdpowiedzUsuń