środa, 19 listopada 2014

Gdy słowa skierowane do nas wysyłane są do trzeciej osoby...

Kontynuujemy temat rozpoczęty w poprzednim artykule Słowa mają moc, a słowa do dzieci nawet większą.., dotyczący komunikatów wysyłanych tak naprawdę do dziecka, ale okrężną drogą - bo mówimy do osoby trzeciej, aby posłużyć się nią jako "straszak" na dziecko, mówiąc kolokwialnie.

Zdarzało mi się regularnie, kiedy jeszcze często bywałam na placach zabaw, że rodzic czy opiekunka mówiła do dziecka tego typu słowa:

"Pani Magda zaraz zadzwoni do twojego taty i powie jaki jesteś niegrzeczny."

albo

"Jak będziesz dalej tak się zachowywała, to pni Magda na Ciebie nakrzyczy."

Doświadczyliście takich sytuacji?

Wyobrażam sobie, iż osoba mówi tak, gdyż czuje się bezsilna, i potrzebuje wsparcia i może sprawczości. Czy mówiąc tak zwiększa swoje szanse na otrzymanie tego? Być może gdybym dzwoniła wtedy to taty dziecka lub krzyczała na dziecko... może. Choć według mnie byłoby to spełnienie jej potrzeby wsparcia i sprawczości chwilowe, bo gdy mnie nie będzie obok lub innej osoby trzeciej, to nie będzie miała strategii na zachęcenie malucha do pożądanego w tym momencie zachowania. Owszem takim "straszakiem", który w języku PBP chcę widzieć jako strategię na spełnienie bardzo pilnych potrzeb: wsparcia, porozumienia, zrozumienia, spokoju i pewnie wielu innych potrzeb, może być tysiące innych rzeczy (nie obejrzysz telewizji, nie dostaniesz deseru, Tomek nie będzie mógł przyjść do Ciebie, itd.)

Dziecko, wyobrażam sobie, może poczuć w takiej sytuacji strach i zagubienie, niezrozumienie, czemu, koniec końców, obca osoba miałaby tu na mnie krzyczeć? Czemu ktokolwiek miałby na mnie krzyczeć? Owszem może się poddać strachowi i przestać robić to, co nie jest pożądane, na chwilę, aż się oddalę. Albo pójść za buntowniczą postawą i zacząć jeszcze bardziej manifestować swoją chęć i autonomię.

Co w tu i teraz w tym artykule mnie interesuje to jak to jest dla mnie, czyli dla osoby, do której ten komunikat tak naprawdę nie jest przeznaczony.

Czuję również bezsilność, bo nagle jestem włączana w coś, o co nikt mnie nie zapytał. Nikt nie zapytał mnie, czy mam ochotę kłamać dziecku, czy mam telefon do taty i ochotę zadzwonić do niego? Czy mam zwyczaj krzyczenia na dziecko i czy mogłabym dokonać tego tu i teraz na zawołanie? Czuję zdziwienie, podobnie jak dziecko, bo nie mam ochoty krzyczeć na niego i dzwonić do taty, bo ja nie widzę jego zachowania jako trudnego. Przez to nie chcę powiedzieć, że to samo zachowanie nie może być trudnym dla opiekunki.

I zadaję sobie zawsze wtedy pytanie: czego chcę? za czym tęsknię tu i teraz?

Za szacunkiem.

Zrozumieniem.

Zaufaniem.

Miłością.

Strategia powiedzenia wprost opiekunce czy rodzicowi - "Wie Pani, czuję się zdziwiona i chcę być uczciwa wobec dziecka. Nie mam telefonu do taty ani zwyczaju krzyczenia na dzieci. Proszę nie straszyć mną swojego dziecka, bo ja nie zrobię tego, o czym Pani mówi." - dla mnie odpada, bo nie widzę, abym w ten sposób wspierała jej potrzeby, których się domyślam: wsparcie, sprawczości.

Ale również bezpośredni okazanie jej empatii w tym momencie w stylu - "Czuje się pani zmęczona i chciałaby spokoju i większej łatwości w zabawie z chłopcem?" - nie jest dla mnie, gdyż boję się naruszenia czyjegoś komfortu i granic, gdy go nie znam lepiej a empatia jest odsłanianiem siebie i innych.

Milczeć - też to nie wspiera potrzeb dziecka ani moich ani chyba tej osoby. Wszyscy pozostajemy wówczas w niedopowiedzeniu, nieporozumieniu.

Zazwyczaj wybieram strategię podobną do tej, co wybrała ta osoba: wysyłam komunikat do dziecka, z nadzieją, że dotrze on też do trzeciej osoby. I śmieję się w duchu teraz z tego odkrycia, że robimy podobną rzecz. Wybieram więc okazanie empatii dziecku (po sekundzie auto-empatii dla siebie oczywiście :-) w stylu:

"Chcesz bardzo mieć tę zabawkę, co Tomek, tak? A ciocia martwi się, bo chce abyście się zgodnie bawili?"

albo

"Tyle masz energii, że chcesz wejść na sam szczyt wieży, a mama niepokoi się, bo chce, abyś był bezpieczny?"

I jest to bezpieczny sposób dla mnie. Ale i mam wrażenie bezpieczny dla dziecka i rodzica, gdyż nie podważa autorytetu rodzica przy dziecku, pokazuje też obu stronom, jak mogą się czuć dwie osoby w tym samym czasie.

Czasami zaczynam od wyrażenia siebie:

"Wiesz, nie lubię krzyczeć na dzieci i jednocześnie widzę, że twojej cioci bardzo zależy, abyś był bezpieczny, chciałbyś zejść?"

W sumie bo obu reakcjach zaczyna się taniec z dzieckiem, często wymieniamy spojrzenia, w zależności od wieku dziecka, kilka słów czy zdań. Czasami rodzic czy opiekun zaczyna wtedy rozmawiać już bezpośrednio ze mną, jak mu jest trudno z danym zachowaniem.

Jeśli miałabym podsumować moją intencję z tego artykułu to powiedziałabym: marzę za bezpośrednimi komunikatami - auto-wyrażaniem się czy empatią dla drugiej osoby - zawsze i wszędzie. Widzę jednak, że w wielu sytuacjach ja (może i druga osoba) nie jestem na to gotowa i wybieram pośrednią drogą, która mam nadzieję wspiera jak największą ilość potrzeb z naszego wspólnego worka potrzeb. Chciałabym aby w takim trójkącie rodzic-dziecko-ja, zostało wsparte przede wszystkim dziecko, bo ono ma najmniej zasobów i jest najbardziej wrażliwe.