Kontynuujemy temat rozpoczęty w
poprzednim artykule Słowa mają moc, a słowa do dzieci nawet większą.., dotyczący komunikatów wysyłanych tak naprawdę do
dziecka, ale okrężną drogą - bo mówimy do osoby trzeciej, aby
posłużyć się nią jako "straszak" na dziecko, mówiąc
kolokwialnie.
Zdarzało mi się regularnie, kiedy
jeszcze często bywałam na placach zabaw, że rodzic czy opiekunka
mówiła do dziecka tego typu słowa:
"Pani Magda zaraz zadzwoni do
twojego taty i powie jaki jesteś niegrzeczny."
albo
"Jak będziesz dalej tak się
zachowywała, to pni Magda na Ciebie nakrzyczy."
Doświadczyliście takich sytuacji?
Wyobrażam sobie, iż osoba mówi tak,
gdyż czuje się bezsilna, i potrzebuje wsparcia i może sprawczości.
Czy mówiąc tak zwiększa swoje szanse na otrzymanie tego? Być może
gdybym dzwoniła wtedy to taty dziecka lub krzyczała na dziecko...
może. Choć według mnie byłoby to spełnienie jej potrzeby
wsparcia i sprawczości chwilowe, bo gdy mnie nie będzie obok lub
innej osoby trzeciej, to nie będzie miała strategii na zachęcenie
malucha do pożądanego w tym momencie zachowania. Owszem takim
"straszakiem", który w języku PBP chcę widzieć jako
strategię na spełnienie bardzo pilnych potrzeb: wsparcia,
porozumienia, zrozumienia, spokoju i pewnie wielu innych potrzeb,
może być tysiące innych rzeczy (nie obejrzysz telewizji, nie
dostaniesz deseru, Tomek nie będzie mógł przyjść do Ciebie,
itd.)
Dziecko, wyobrażam sobie, może poczuć
w takiej sytuacji strach i zagubienie, niezrozumienie, czemu, koniec
końców, obca osoba miałaby tu na mnie krzyczeć? Czemu ktokolwiek
miałby na mnie krzyczeć? Owszem może się poddać strachowi i
przestać robić to, co nie jest pożądane, na chwilę, aż się
oddalę. Albo pójść za buntowniczą postawą i zacząć jeszcze
bardziej manifestować swoją chęć i autonomię.
Co w tu i teraz w tym artykule mnie
interesuje to jak to jest dla mnie, czyli dla osoby, do której ten
komunikat tak naprawdę nie jest przeznaczony.
Czuję również bezsilność, bo nagle
jestem włączana w coś, o co nikt mnie nie zapytał. Nikt nie
zapytał mnie, czy mam ochotę kłamać dziecku, czy mam telefon do
taty i ochotę zadzwonić do niego? Czy mam zwyczaj krzyczenia na
dziecko i czy mogłabym dokonać tego tu i teraz na zawołanie? Czuję
zdziwienie, podobnie jak dziecko, bo nie mam ochoty krzyczeć na
niego i dzwonić do taty, bo ja nie widzę jego zachowania jako
trudnego. Przez to nie chcę powiedzieć, że to samo zachowanie nie
może być trudnym dla opiekunki.
I zadaję sobie zawsze wtedy pytanie:
czego chcę? za czym tęsknię tu i teraz?
Za szacunkiem.
Zrozumieniem.
Zaufaniem.
Miłością.
Strategia powiedzenia wprost opiekunce
czy rodzicowi - "Wie Pani, czuję się zdziwiona i chcę być
uczciwa wobec dziecka. Nie mam telefonu do taty ani zwyczaju
krzyczenia na dzieci. Proszę nie straszyć mną swojego dziecka, bo
ja nie zrobię tego, o czym Pani mówi." - dla mnie odpada, bo
nie widzę, abym w ten sposób wspierała jej potrzeby, których się
domyślam: wsparcie, sprawczości.
Ale również bezpośredni okazanie jej
empatii w tym momencie w stylu - "Czuje się pani zmęczona i
chciałaby spokoju i większej łatwości w zabawie z chłopcem?"
- nie jest dla mnie, gdyż boję się naruszenia czyjegoś komfortu i
granic, gdy go nie znam lepiej a empatia jest odsłanianiem siebie i
innych.
Milczeć - też to nie wspiera potrzeb
dziecka ani moich ani chyba tej osoby. Wszyscy pozostajemy wówczas w
niedopowiedzeniu, nieporozumieniu.
Zazwyczaj wybieram strategię podobną
do tej, co wybrała ta osoba: wysyłam komunikat do dziecka, z
nadzieją, że dotrze on też do trzeciej osoby. I śmieję się w
duchu teraz z tego odkrycia, że robimy podobną rzecz. Wybieram więc
okazanie empatii dziecku (po sekundzie auto-empatii dla siebie
oczywiście :-) w stylu:
"Chcesz bardzo mieć tę zabawkę,
co Tomek, tak? A ciocia martwi się, bo chce abyście się zgodnie
bawili?"
albo
"Tyle masz energii, że chcesz
wejść na sam szczyt wieży, a mama niepokoi się, bo chce, abyś
był bezpieczny?"
I jest to bezpieczny sposób dla mnie.
Ale i mam wrażenie bezpieczny dla dziecka i rodzica, gdyż nie
podważa autorytetu rodzica przy dziecku, pokazuje też obu stronom,
jak mogą się czuć dwie osoby w tym samym czasie.
Czasami zaczynam od wyrażenia siebie:
"Wiesz, nie lubię krzyczeć na
dzieci i jednocześnie widzę, że twojej cioci bardzo zależy, abyś
był bezpieczny, chciałbyś zejść?"
W sumie bo obu reakcjach zaczyna się
taniec z dzieckiem, często wymieniamy spojrzenia, w zależności od
wieku dziecka, kilka słów czy zdań. Czasami rodzic czy opiekun
zaczyna wtedy rozmawiać już bezpośrednio ze mną, jak mu jest
trudno z danym zachowaniem.
Jeśli miałabym podsumować moją
intencję z tego artykułu to powiedziałabym: marzę za
bezpośrednimi komunikatami - auto-wyrażaniem się czy empatią dla
drugiej osoby - zawsze i wszędzie. Widzę jednak, że w wielu
sytuacjach ja (może i druga osoba) nie jestem na to gotowa i
wybieram pośrednią drogą, która mam nadzieję wspiera jak
największą ilość potrzeb z naszego wspólnego worka potrzeb.
Chciałabym aby w takim trójkącie rodzic-dziecko-ja, zostało
wsparte przede wszystkim dziecko, bo ono ma najmniej zasobów i jest
najbardziej wrażliwe.