Od kilku tygodni snuję refleksję wokół tematu trudnych zachowań dziecka i emocjonalnej reakcji rodzica wobec nich.
Przychodzi mi myśl, iż łatwo jest kochać dziecko, które zachowuję się zgodnie z naszymi oczekiwaniami, wstaje uśmiechnięte, kładzie się spać uśmiechnięte i zjada wszystko, co mu się zaproponuje na talerzu.…
Idąc dalej, zastanawiam się, co dzieje się z naszym "kochaniem", gdy nie raz lecz niemal bez przerwy mierzymy się z frustracją dzieci, z jednej trudnej sytuacji przechodzimy do drugiej? Co się dzieje z naszym "kochaniem" kiedy dziecko krzyczy, popycha inne dzieci, chce tylko to ubranie i żadne inne? A co kiedy co rusz, słyszmy od bliskich "Ojej, ależ to Twoje dziecko jest niegrzeczne!", "No zobacz, jak ono się zachowuje?" czy "No i widzisz, jak tylko mama się pojawia to on jęczy."?
Gdyby tylko można było mieć niekończące się stale, tak jakby 'online' uzupełniające się, zasoby cierpliwości i wewnętrznego spokoju… A przecież rodzic nie zajmuje się tylko dzieckiem ale i swoim życiem osobistym, relacją z partnerem, pracą.
Gdyby tylko można było mieć niekończące się stale, tak jakby 'online' uzupełniające się, zasoby cierpliwości i wewnętrznego spokoju… A przecież rodzic nie zajmuje się tylko dzieckiem ale i swoim życiem osobistym, relacją z partnerem, pracą.
Wielu rodziców szuka rozwiązań, zastanawia się nad sobą, zmienia nawyki i jednocześnie zachowanie dziecka przez dłuższy czas się nie zmienia. Natomiast nierzadko rodzic, dostaje etykietkę permisywnego czy rozpieszczającego a dziecko niejednokrotnie nosi na sobie brzemię trudnego dziecka.
Marzy mi się świat, gdzie czułością, akceptacją obejmujemy wszystkich i takich rodziców i takie dzieci. Opisane sytuacje i tak stanowią niejednokrotnie wyzwania dla rodziców, a nawet dla całych rodzin. Etykietkowanie czy to rodziców czy dzieci nie pomaga. Naprawdę! A wręcz przeciwnie, może przyczyniać się do lęku przed oceną otoczenia, dodatkową presją na "szybkie" rozwiązanie sytuacji. To co pomaga to czas i przyjęcie sytuacji taką, jaką ona jest z jednoczesną nadzieją, że dzięki pracy rodzica, rozmowie i kontaktowi serc będzie lepiej funkcjonować a wówczas i łatwiej wspólnie żyć.
Marzy mi się świat, gdzie czułością, akceptacją obejmujemy wszystkich i takich rodziców i takie dzieci. Opisane sytuacje i tak stanowią niejednokrotnie wyzwania dla rodziców, a nawet dla całych rodzin. Etykietkowanie czy to rodziców czy dzieci nie pomaga. Naprawdę! A wręcz przeciwnie, może przyczyniać się do lęku przed oceną otoczenia, dodatkową presją na "szybkie" rozwiązanie sytuacji. To co pomaga to czas i przyjęcie sytuacji taką, jaką ona jest z jednoczesną nadzieją, że dzięki pracy rodzica, rozmowie i kontaktowi serc będzie lepiej funkcjonować a wówczas i łatwiej wspólnie żyć.
Mam jeszcze dodatkową przy tym refleksję. Gdy widzę jak wiele czasu profesjonalista ma na to, aby diagnozować dziecko, sam, z zespołem, zmieniać diagnozy, zastanawiać się, próbować i nie dostaje etykietki "nic nie robi. Natomiast rodzic otrzymuje ją szybciej, jakby jemu nie przysługiwał czas, możliwość błędów.
(zdjęcie znalezione na Pinterest.)
Dziękuję za ten wpis! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Laufki! A czy zechaciał(a)byś napisać, co Cie poruszyło w tym artykule?
OdpowiedzUsuńOh... prawdziwe. Te przyklejanie etykietek jest męczące. Osobiście nie przejmuję się tym i potrafię sobie radzić z tego typu komentarzami. Smuci mnie jednak to, że ludzie z zewnątrz, z boku w ogóle nie biorą pod uwagę, że dziecko przeżywa swoje emocje w swój sposób, a rodzice podążają za nim, pomagają mu a nie narzucają, każą czy w inny sposób wymuszają "porządane" zachowanie. To piękne co napisałaś... nie zastanawiałam się nad tym, ale myślę, że miałabym podobne refleksje. Pozdrawiam czarodziejsko :)
OdpowiedzUsuńGdzieś między wierszami odnajduję siebie. ..i moje dziecko. Tak cudowne i tak wymagające zarazem. Ale idziemy do przodu, mama pracuje nad sobą, próbuje odreagować i ładować baterie cierpliwości by dawać dziecku miłość i zrozumienie, niezależnie jaki ma nastrój.
OdpowiedzUsuń