Choć
zawsze rano wstajemy o tej samej porze czasem jesteśmy gotowi do wyjścia
o 7:30 a czasem ledwo na 8:30 zdążamy. Ten sam plan działań co rano -
zastanawiam się więc dzisiaj jaka jest różnica...
Najłatwiej byłoby
odpowiedzieć: to zależy od skłonności dzieci do współpracy bo czasem
wstają i się szybciutko same ubierają, myją i zjadają śniadanko a czasem
to założenie skarpetki jest wyzwaniem: bo nie ten kolor, bo mama ma założyć, bo to niesprawiedliwe, że rodzeństwo szybciej umyło zęby - wszystko jest wtedy trudne....
Z drugiej strony duży wpływ ma to - na ile ja jako rodzic mam
przestrzeń na "trudności poranne". Czasem ochoczo pomagam zakładać
skarpetki, urządzam wyścigi w nakładaniu pasty do zębów a czasem nie....
pośpieszam, pośpieszam i atmosfera robi coraz bardziej nerwowa.
Gdy
mam w sobie humor, cierpliwość i wewnętrzny spokój to zachowania
poranne dzieci widzę jako prośbę - PROSZĘ MAMO o wsparcie, o bliskość, o
komfort czy po prostu dalszy sen.
Umiem wysłuchać i z szacunkiem
pokazać, ze te prośby są ważne dla mnie i że ja też mam prośby: o
wsparcie, współpracę, dotrzymywanie umów (co do pory wychodzenia z
domu), itp.
Niby oczywiste a jednak! Ja chcę o tym pamiętać - i
regularnie dbać o to by mieć w sobie te zasoby na spotkanie moich dzieci
rano w takich nastrojach jakie akurat tego dnia mają...
I jeszcze
na koniec: przygotuję sobie osobistą listę różnych strategii (taka
podręczna apteczka pierwszej pomocy rodzica spieszącego się rano:),
które mogą mnie wspierać w otwartości na to co przyniosą poranki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz