środa, 5 października 2016

Do rodziców w nieustannej fazie rozwoju

Przyznam, że nie wierzyłam w powiedzenie "małe dzieci to małe wyzwania, duże dzieci to duże wyzwania". Mówiłam sobie, to zależy…. Podobała i nadal mi się podoba metafora rodzicielstwa jako walizki: co włożymy od najmłodszych lat, to też wyjmiemy na dalszych etapach budowania relacji rodzic-dziecko.

Wierzyłam, i nadal wierzę, że patrzenie sercem, uważność na swoje i dziecka potrzeby wpiera budowanie kontaktu. A gdy jest kontakt łatwiej się dogadywać. Można nawet pójść krok dalej. Miałam nadzieję, że taki kontakt, o jakim marzę (rozmowa, wspólne poranki i wieczory spędzone z dziećmi na pogaduchach), będą towarzyszyły mi w relacjach z dziećmi  - zawsze, bez względu na wiek czy fazę rozwojową. Miałam, też nadzieję, że kontakt i wzajemne dogadanie pozwolą nam łatwiej przejść czas dorastania.

Chcę w to nadal wierzyć a jednocześnie wiem, że potrzebuję odejść od oczekiwań. Nie zakładać, że zawsze będzie kontakt, nie zakładać, że nie będzie buntu, nie zakładać, że będzie łatwiej… Po prostu nic nie zakładać, nie oczekiwać. Po prostu być z otwartym sercem dla siebie i dla moich dzieci, gdziekolwiek nas życie zaprowadzi.

Czasem są chwile czy dni, że moje matczyne serducho płacze, tęskni za bliskością czy intensywnością kontaktów, które mieliśmy kiedyś. Wtedy chcę i otulić to serce akceptacją i ciepłem. Być z nim tu gdzie jest, zauważać swoje uczucia i potrzeby. Nazywać to co się dzieje, jak bardzo moje dzieci są dla mnie ważne, jak bardzo cenię kontakt z nimi a nawet jak bardzo lubię (i w sumie przyzwyczaiłam się) do tego jak do tej pory okazywaliśmy sobie bliskość i ważność i jak czasem nowe sposoby mnie zaskakują a nawet są dla mnie trudne.

Obecnie jako mama nastolatki i nabieram nowej perspektywy na macierzyństwo, na siebie, i na moją rolę. Nie wiem czy moje wyzwania są większe niż gdy dzieci były małe, lecz to co ważne stale się zmienia, coraz to przychodzą nowe i czas zaakceptować, że tak właśnie jest i będzie.



Z uważnością obserwuję moje dzieci, szczególnie nastolatkę, lecz i inne dzieci wokół siebie w wieku nastoletnim. I nawet jeśli nadal część mnie nie zgadza się z przytoczonym powiedzeniem, to czasem, gdy zmagam się z dylematami rodzica dorastającego młodego człowieka, to na chwilę miałabym gotowość wybrać się w podróż do momentów, gdy wyzwaniami było dzielenie się (lub nie) zabawkami w piaskownicy, zapewnianie bezpieczeństwa ruchliwym niemowlakom czy nawet zmaganie się z kolkami maluszków.

Nie mam jednak na razie:) wehikułu czasu i chcę świadomie i krok po kroku pielęgnować relacje z dorastającymi dziećmi. Chcę cieszyć się tym, co było i jednocześnie otworzyć się na to, co jest - a jest inaczej.

Dorastanie nie jest wcale prostym procesem. To poszukiwanie siebie w sobie, swojej tożsamości w momencie, gdy ciało się zmienia, zachodzą kluczowe zmiany w mózgu, hormony, kolokwialnie mówiąc, szaleją. To również czas sprawdzania, gdzie przynależę a gdzie chcę przynależeć, co to tak naprawdę znaczy być akceptowanym, jak można mówić o swoich granicach i jak inni to robią.

Rodzice nastolatków potrzebują siły, spokoju i cierpliwości a jednocześnie ich dzieci również. Dla obu stron i rodziców i dorastających dzieci dorastanie to czas intensywnych zmian a niejednokrotnie towarzyszą temu silne emocje. 

W relacji z nastolatkiem bardzo ważną rolę ma wzajemne zaufanie. Nam podoba się i inspiruje nas to, co Jasper Juul pisze o zaufaniu


"Zaufanie to nie przekonanie, że nasze dzieci robią tylko to, co my, rodzice, uważamy za słuszne. Zaufanie  którego nastolatki potrzebują, to wiara, że dadzą z siebie wszystko, aby stać się takimi ludźmi, jakimi chcą się stać."

Więcej w temacie budowania relacji z nastolatkami na nowym blogu: http://dorastacznastolatka.blogspot.com