środa, 28 września 2016

"Przecież 1/5 dnia w szkole to zabawa!"

Inspirację do tego artykułu jest rozmowa, którą miałam z nauczycielką I klasy SP w czasie warsztatów z Porozumienia bez Przemocy w jej szkole.

[skrótowy zapis]
Nauczycielka: Jak mam uspokoić grupę? Tylko tak bez krzyczenia, bo nie chcę krzyczeć.
Ja:  Ile czasu mają na zabawę?
Nauczycielka: 20 minut.
Ja: Co by było, gdyby mieli więcej tego czasu?
Nauczycielka: Nie zatrzymam już tego. Ale przecież 1/5 czasu w czasie dnia mają na zabawę. No i zajęcia są też często przez zabawę.

Jestem osobą, która dość mocno stoi za potrzebami dziecka i ma tendencję do zachęcania innych by regularnie porównywali świat dziecka ze światem dorosłych.

Wolna zabawa i nauka przez zabawę to nie jest to samo. Poprosiłam grupę, aby wyobraziła sobie, że teraz najbliższą niedzielę zamiast spędzić czas tak jak lubią (co jest ekwiwalentem zabawy w świecie dziecka) - czyli poszli na rower, spotkali się przy piwie ze znajomymi, poszli na zajęcia z tańca, itp., spędzą go na świetnym szkoleniu, prowadzonym aktywnie, na wesoło (pozwoliłam sobie na to porównanie, gdyż wcześniej grupa wyraziła opinię, że dobrze się bawi).

No i jednak to nie to samo. Świetnie się uczyć przez zabawę. I dzieciaki to robię genialnie właśnie w wolnej zabawie. A jednak jak ktoś prowadzi tę "naukę przez zabawę" to ona jest trochę o innym odcieniu. Też jest fajnie. Ale jednak...

Tak moje pytanie czy 1/5 wolnej zabawy na cały dzień szkolny (a nierzadko na cały dzień, bo potem są jeszcze zajęcia dodatkowe, prace domowe) czy to pokrywa się z priorytetami 6-7 latka?

Jest sporo książek, które pokazują nam, iż wolna zabawa jest podstawą świata dziecka, choćby Peter Gray "Wolne dzieci".

Mnie jednak również ciekawi odpowiedź, którą dorośli szybką mogą dostać wchodząc w buty dziecka. Spróbujcie przez 10-15 minut być naprawdę tym dzieckiem: 

(nie mów: Kajtek widzi nauczycielką, która stoi nad nim i kiwa głową. Tylko: Widzę jak stoi przy mnie pani i kiwa głową.)

Zobacz co, jako dziecko widzisz, co z tego, może być dla ciebie jasne? czego powodów w ogóle może nie rozumiesz? Co możesz czuć w tej sytuacji? Za czym tęsknisz? Czego najbardziej pragniesz tu i teraz? Jaką mógłbyś mieć prośbę?

Takie wejście w buty dziecka nierzadko kończy się wspaniałymi wglądami i nowymi strategiami, które mają większe szanse na zaspokojenie potrzeb i dziecka i dorosłego.

Podzielę się z Wami taką sytuacją:

Tata na warsztat przyszedł z wyzwaniem, jakie stawiał przed nim jego nastoletni syn. Rodzice byli już dawno po rozwodzie, niemniej jednak byli nadal w dobrych relacjach. Chłopak natomiast w szkole co i rusz coś nabroił. Były rozmowy, ustalenia i nic. Tata wszedł w buty chłopaka. Był przerażony tym, co zobaczył, poczuł. W skrócie taki był wgląd "Do cholery jasnej, czemu jeśli rodzice się tak dobrze dogadują, do Pani dyrektor czy nauczycielki zawsze przychodzą razem, uśmiechnięci, niemalże pod rączkę, to czemu ja nie mam pełnej rodziny. Nic z tego nie kapuję. A im więcej broję, tym więcej mam ich razem."

Tata był przekonany (i na pierwszy rzut oka wydaje się to bardzo zrozumiałe), że jak będą jednym, życzliwym acz wspólnym frontem, to będą lepiej wspierać syna. Będąc w butach chłopaka poczuł, iż przesadzili w tym budowaniu szczęśliwych rozwiedzionych rodziców. Oczywiście nie chciałabym, aby to było odczytane, iż lepiej być wrogim do siebie po rozwodzie. Dobrze jednak być uważnym jak bardzo to może być niezrozumiałe dla dziecka. A przede wszystkim przez podane tego przykładu chcę podkreślić, jak ważna jest empatia, bo powoduje, iż do każdego możemy podjeść indywidualnie i według jego potrzeb a nie sztywnych ram.

Druga część, która mnie w tym poruszyła, to słowa nauczycieli "Nie chcę krzyczeć."


Marshall B. Rosenberg, twórca PBP, podkreślał, że przemoc dzieje się dlatego, iż nie mamy dopasowanych społecznych struktur do potrzeb dzieci. Gdyby szkoły była bardziej dopasowane, nie potrzebny byłby krzyk ze złości a potem poczucie winy, że się krzyknęło. Owszem pewnie jest potrzebny od czasu do czasu podniesiony głos, o czym wie każdy rodzic, opiekujący się większą gromadą niż... jestem gotowa nawet napisać jedno dziecko. Bo dzieci to ruch, często hałas, nierzadko chaos. Więc czasami by być usłyszanym, krzykniemy. Ale nie po to by ich tym krzykiem ukarać, zawstydzić, poniżyć - ale po prostu z wielkiej chęci bycia usłyszanym i zauważonym. I oczywiście nie tylko podniesiony głos jest na to sposobem. O tym w innym artykule.

A jak bardzo zabawa jest ważna w życiu w ogóle człowieka, pewnie każdy: i ten co wykonuje pracę z pasją i ten co wykonuje jej bez pasji - wie. Wie to dzięki swoim emocjom, które mu towarzyszą w tym pracowaniu. Jednym towarzyszy entuzjazm, drugim zniechęcenie. Co wolisz?


Pamiętam moje spotkanie z Andre Stern'em, sam siebie przedstawia - chłopiec, który nigdy nie chodził do szkoły -dziś ma lekko ponad 40 lat. Tłumaczyłam z francuskiego jego wykład na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej w Warszawie. Pierwszą rzeczą jaką mi powiedział po "Bonjour!", było "Tylko się bawmy, ok!"

Cały stres z jakim przyszłam, spłynął ze mnie. Tak, w zabawie nie da się pomylić. Ale da się uczyć na własnych błędach z entuzjazmem, który - jak mówi Andre - jest nawozem* dla mózgu.

Zatem bawcie się i dajcie bawić się dzieciom. I pewnie bez waszej zgody na zabawę dla was, będzie wam trudno pozwolić się bawić dzieciom.

-------------------------------------------------------------------------
* Kto był na wykładzie mógł usłyszeć i widzieć jak bardzo weszłam w zabawę. W czasie tłumaczenia nie mogłam znaleźć poprawnego słowa na słowo engrais (nawóz), więc powiedziałam do publiczności: "Zabrzmi to śmiesznie, ale nie znajduję innego słowa teraz, więc przetłumaczę jak przychodzi: Entuzjazm to obornik dla mózgu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz