sobota, 29 czerwca 2013

"Nie, nie idę do szkoły" czyli o odmowie dziecka i reakcji rodzica

Czas wakacyjny się zaczyna, więc zakładam, że temat szkolny poza czasem szkolnym będzie mniej frustrujący. A chodzi o odmowę dziecka i o reakcję rodzica, podyktowaną złością, acz wyrażoną w sposób niezgodny z jego wartościami.

To sytuacja sprzed kilku dni. Mój 7-letni syn odmawia pójścia do szkoły. Jest to już drugi raz w tym tygodniu, pierwszy raz był to w poniedziałek, dziś jest czwartek. Są to ostatnie dwa tygodnie szkoły. Rozumiem, iż dziecko może być już przemęczone chodzeniem do szkoły, nawet, jeśli ją bardzo lubi. Poranne wstawanie, obowiązki w czasie dnia, codzienna praca domowa z angielskiego robią swoje. Jednocześnie krążą mi głowie setki myśli: O rany - nie będę mogła w spokoju pracować (a większość czasu pracuję w domu)! Czemu on taki niesumienny? Co sobie pomyślą inni? A w ogóle to koniec i basta, musi iść do szkoły! Czuję, że wzbiera w mnie frustracja…..

Zaczynam więc głęboko oddychać. Nauczyłam się już tego, że to mnie wspiera w pozbieraniu myśli i dotarciu do siebie. Zagłębiam się, więc w siebie by przyjrzeć się swoim uczuciom i potrzebom i mieć głębszy i pełniejszy obraz sytuacji.

Zastanawiam się, więc ja czuję? Czuję się zmęczona, chcę łatwości i spokoju. Co jeszcze? Czuję bezradność, bo ważna jest dla mnie przewidywalność i planowanie zadań na dzień…

Teraz, kiedy wiem trochę lepiej, co jest w mnie, próbuję usłyszeć syna. Daję sobie chwilę by zastanowić się: dlaczego on nie chce iść do szkoły? Jednak nie słyszę nic, co by mnie przekonało, zmieniło moje zdanie. Dziś tu i teraz nie potrafię nazwać jego uczuć i potrzeb. Wzrasta we mnie tylko irytacja i złość. I jak to w złości, w której jest duża dawka bezradności, mówię:

- To ja w takim razie odwołuję Twoje urodziny z kolegami, tak? Jak nie pracuję, to nie zarabiam, a za Twoje urodziny mamy zapłacić.

O rety! Sama nie wierzę, że to powiedziałam Raz wypowiedziawszy te słowa, zaczynam ich żałować, czuć ich ciężar jak i absurdalność. Wiem w głębi duszy, że nie odwołałabym urodzin. Urodziny i pójście do szkoły to są dwie oddzielne sprawy. Bo urodziny to świętowanie rozwoju, spotkania z kolegami, moc zabawy! Szkoła nie ma nic do tego - choć to szeroki temat. Gdy myślę o szkole, przychodzą mi do głowy takie spawy jak: dotrzymywanie umów, kwestia obowiązków, bycia na czas. Kto się z kim na razie umawia - ja jako rodzic ze szkołą czy 6-letnie (obecnie 7-letnie) dziecko? Kłębi mi się w głowie od myśli.

W tym czasie dziecko jest już w rozpaczy. Usłyszało coś bardzo trudnego dla siebie. Jest przerażone. W tym momencie trzeźwiejąc mówię: - Potrzebuje chwili na uspokojenie się. Wrócę do Ciebie. – i wychodzę. Czuję się skołowana, sfrustrowana, bardzo smutna…

Po 5 minutach wracam i zaczynam na nowo rozmowę. Dałam sobie czas na zrozumienie, na czym najbardziej mi zależy: na kontakcie z dzieckiem, na byciu uważnym na to, co się tu i teraz dzieje. Taka jasność mnie osobiście dodaje siły i wspiera w trudnych momentach. I choć pozornie jest to oczywiste, to w takich chwilach potrzebuję na nowo skontaktować się z tym co ważne by móc działać w zgodzie z moimi wartościami – w zgodzie z moim sercem – w zgodzie ze sobą!

Podchodzę do syna i …. Najpierw zaczynam zgadywać jego uczucia dziecka w związku z usłyszaną groźbą o anulowaniu urodzin. Czuje, że emocje dziecka opadają i zaczynamy budować kontakt. Jest wiec przestrzeń by powiedzieć, co dla mnie jest teraz ważne. „Wyrażam”, więc siebie – czyli mówię o tym, co czuję i o swoich potrzebach – o mojej bezradności, smutku, chęci spokoju do pracy….
Rozmowa trwa około 10 minut w jej trakcie syn mówi o swoim zmęczeniu, chęci zostania w domu. Jest mi go teraz łatwiej usłyszeć, zobaczyć w nim człowieka, który dziś nie ma ochoty, który pragnie odpoczynku, zmiany, pobycia w domu. Ja też mam czasem na to ochotę - tylko ja nie muszę nikogo pytać o zgodę. A czego pragnę dla mojego dziecka - aby był w kontakcie ze sobą? Z tym czego pragnie? Aby wiedział, kiedy musi odpocząć, a kiedy może więcej, a kiedy mniej? Kazać mu pójść do szkoły, tylko z powodu lęku, że inni źle o mnie pomyślą lub dlatego że nie nauczy się obowiązkowości. Nie, nie o to mi chodzi w życiu.

I mój syn szybko naprowadza mnie na dobry tor. Został bowiem w domu. Dogadaliśmy się co do czasu, kiedy ja pracuję, a kiedy jestem z nim. Umył podłogę, powiesił pranie, poukładał swoje rzeczy w pokoju, odrobił też zaległy angielski. I mówi do mnie:

- Widzisz, jak dziecko może być przydatne w domu?

Co dla mnie jest ważne w tej historii: nawet, jeśli krzykniesz na swoje dziecko, powiesz coś, czego byś nie chciał(a), zrobisz coś, co po fakcie orientujesz się nie wspiera Twoich wartości - nie wszystko stracone.
  • daj sobie czas na nazwanie tego, co się wydarzyło - bez ocen i krytyki.
  • zobacz, co czujesz w związku z tym?
  • jaka potrzeba nie została zaspokojona, za czym tęsknisz, co chcesz chronić?
  • zdecyduj, co chcesz zrobić, aby zaspokoić sobie potrzeby.

W powyższej sytuacji dla mnie to było to:
Obserwacja: syn nie chce iść do szkoły, ja chcę mieć czas na pracę, powiedziałam coś co było groźbą dla dziecka
Uczucia: czuję się smutna, bezsilna, rozczarowana
Potrzeby: chcę łatwości, spokoju, zrozumienia, wsparcia
Prośba: chcę porozmawiać z synem jak przeżywam tę sytuację, powiedzieć mu, co ja chcę zrobić w czasie tego dnia, ustalić z nim, co on zamierza robić, jeśli jednak ze szkoły zrezygnuje tego dnia i jakie są tego konsekwencje (nadrobienie lekcji, wytłumaczenie nauczycielowi nieobecności).

A następnie spróbuj zrobić to samo dla Twojego dziecka!

Powodzenia w powracaniu do równowagi! Ona trwa tylko chwilkę! Nie przegap jej!










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz